Po 17 godzinach jazdy docieramy do Pierm. Swoje 27 urodziny spędzam koczując na dworcu kolejowym....9 godzin w otoczeniu pijaczków, narkomanów i bezdomnych. Nigdzie nie możemy znaleźć kawiarenki internetowej, więc zostawiam Kubę z bagażami i idę do miasta na poszukiwania. Pytam o drogę milicjantów w małej, dworcowej komendzie. Panowie z uśmiechem próbują wytłumaczyć mi drogę, nie znają angielskiego ( chociaż udaje mi się zrozumieć większość z ich rozmowy). Jest im tak głupio, że nie mogą mi pomóc, że postanawiają załatwić to inaczej. Wskazują palcem na samochód i mówią żeby wsiadać :-) Długo się nie zastanawiam i tak starym Ulazem z dwoma panami jadę do centrum miasta. Oddalamy się mocno od dworca, staram się zapamiętać ilość zakrętów. Panowie tak długo sprawdzają miejsca, aż znajdują kawiarenkę z anglo- języczną obsługą :-) I tak zostaje odstawiona pod sam komputer przez władze miasta :-)
Chłopak z kawiarenki jest zainteresowany naszą wycieczką. Zadaje tyle pytań, że praktycznie korzystanie z internetu staje sie niemożliwe. Namawiam go do HC. Na koniec jeszcze opłaca za mnie internet :-)
Na dworzec wracam 2 tramwajami ( nie bez przygód, ale tych lepiej nie opowiedać...)
Po 9 godzinach doczekaliśmy się pociągu. Do Irkucka dojedziemy 24.07.2007 a to oznacza, że spędzimy kilka dni i nocy w jednym wagonie z 60 obcymi osobami.
Ciekawostką są czasy podawane na dworcach kolejowych w Rosji. Nie wskazują czasu regionalnego tylko moskiewski. To samo dotyczy rozkładów jazdy, więc nie chcąc przegapić pociągu trzeba się mocno pilnować.
Nie ma prysznica, myjemy się w menaszkach w cuchnącej toalecie. W wagonie nie ma przedziałów, wszyscy się kręcą, biegają dzieciaki ze szkolnej wycieczki.
Mieliśmy towarzystwo bezdomnego i cyganów, którzy trochę dali się we znaki, ale na szczęście szybko wysiedli. Sąsiedzi z łóżek zmieniają się co kilkanaście godzin. Jutro rano będziemy na miejscu. Za oknem lasy, góry i drewniane wioski.
Do wagonu wpakowała się grupa Chińczyków ( czyli kitajców-tak sami o sobie mówią). Małe ZOO :-) Mamy ich za najbliższych sąsiadów, zaczęło być zabawnie. Narobili bałaganu, wysiorbali swoje zupki i zaczęli integrować się z pozostałymi pasażerami. Na przystanku słyszą jak mowię do Kuby, żeby kupił pomidory. Po chwili kładą nam na stół największe ich okazy. Okazuje się, że pracują w Rosji przy ich uprawie. Zaczyna się przyjazna atmosfera. Później całe godziny trwa próba wytłumaczenia im gdzie leży Polska. Pokazujemy flagę, mówimy o papieżu, politykach, monetach, miastach i nic. Jak już myślimy, że zaczyna do nich docierać gdzie ten mały kraj się znajduje to mówią:
-aaa!!!! Kazachstan!!! i cieszą się, że rozwiązali zagadkę.
Wkrótce do tej zabawy przyłączają się inni i tak na 4 lóżkach siedzi jakieś 20 osób rysujących mapę Europy :-)....bez rezultatu.
Po jakimś czasie "kitajcow" zaciekawia inna rzecz...włosy na Kuby ciele. Zaczynają go dotykać, porównywać a jak im Kuba pokazuje brzuch to wybuchają gromkim śmiechem :-)