Najpierw zaczelo sie od tego, ze w Kuwanie stojac na stopa w niewlasciwym miejscu ktos nas zabral ( idac a nie jadac) na odpowiednia autostrade. Tak poprostu powiedzial, zebysmy poczekali, az pojdzie po samochod i nas podwiezie.
Pozniej to juz jak gwiazdki z nieba pospadaly na nas kolejne dobre momenty. Dwoje mlodych ludzi: Akiko i Yuji zabrali nas do samego Tokyo. W trakcie jazdy ( 350km) pomagali zarezerwowac w stolicy tani nocleg-i nic. Wszystkie miejsca pozajmowane. Nie zastanawiali sie dlugo i zaprosili do siebie-nieznanych bezdomnych wzietych z drogi :-)
To nie koniec dobroci jakiej od nich zaznalismy. Wieczorem zabrali nas do bialoruskiej ( bardzo drogiej) restauracji. Niech zyja ziemniaki z koperkiem i inne pysznosci na ktorych widok plakac ze szczescia sie chcialo. Do tego obsluga wschodnio-europejska rozumiejaca zamowienia po polsku :-)
Nocleg spedzilismy w towarzystwie 2 rozszczekanych psiakow wypraszajacych podrapanie po brzuszku, nawet Kuba dal sie namowic :-)
Rano nasza anielska para zaserwowala nam iscie krolewskie sniadanie: sadzone jajka na boczku i talerz z owocami!!! Jakby tego bylo malo odwozac nas do guest house wreczyli nam reklamowke ze slodyczami i napoje. Czy to pracownicy Swietego Mikolaja?
Tokyo nam nie przypadlo to gustu: to platanina wiezowcow, autostrad, tlumow ludzi ( swirow roznego typu tez), samochodow i o dziwo angielski na najgorszym jak do tej pory poziomie ( w Japonii). Poczatkowo mielismy zamiar zostac tu dluzej, popracowac i odpoczac od zwiedzania, ale plany wlasnie sie zmienily.
Jutro ( 27.11.2007) stajemy na stopa: najpierw na Fudzi, potem do Hiroshimy a pozniej do miejscowosci z ktorej odplywaja statki na japonska wyspe na Pacyfiku-Okinawe.