Jesteśmy w Kyoto, przed nami 5 godzin w sypialnej kawiarence internetowej a później ponownie autostrada-kierunek Hiroshima i Yichi z HC.
Plany u nas bardzo szybko ulegają zmianie. W kawiarence nie mogliśmy zostać, a stop do Hiroshimy nie bardzo sie udał. Dojechaliśmy co prawda do Kobe, ale o spotkaniu z Yichi mogliśmy zapomnieć. Poraz kolejny przypadkiem wróciliśmy do Kyoto.
Kupiliśmy bilety na statek na Okinawę i.....tradycyjnie już bańki. Tym razem chcemy uzbierać na przejazd Shinkansenem-tego w Japonii ( jak suszi) trzeba spróbować.
Pobijamy bańkowy rekord :-)
Najbardziej rozśmiesza nas fakt, że z naszego roboczeko koncika wyrzucić nas chciał cukiernik handlujący paskudnymi japońskimi cukierkami. Chodziło mu o to, że widząc nas z daleka turyści przechodzili do "stoiska z bańkami" omijając tym samym jego smakołyki. Konkurencja hahahaha
Zbieramy manatki i opuszczamy Kyoto-mamy nadzieję, że już na zawsze. Kupujemy butelkę wina, jedzenie na drogę i bilety na pociąg.
Na dworcu spotykamy chłopaka, który wypytuje o naszą podróż. Przypominamy sobie, że był jednym z tych, którzy wypełnili naszą czapkę. Gdyby wiedział na co poszły te pieniądze....
Ale jak już napisałam przejechać sie Shinkansenem trzeba. Odcinek około 70 km przejeżdzamy w około 12 minut. Prędkość zawrotna-odczuwa się najmniejsze wzniesienie i zakręt. Wewnątrz jak w samolocie. No :-)
Sporo czasu zajęlo nam dotarcie do odpowiedniego portu, później jeszcze spóźnienie statku i spanie na..wodzie. Ładujemy się do kajuty-nnnooo-jesteśmy sami. Rozwalamy rzeczy na wszystkich łóżkach dookoła, gospodarujemy łazienką i tak jak zawsze ubrani :-) idziemy spać.
Osaka była ostatnim portem, wiec byliśmy przekonani, że do końca rejsu mamy dla siebie całe pomieszczenie. Nic z tego...kilka godzin później budzi nas walenie do drzwi-mamy sąsiadów :-(
Zbieramy wszystko z łóżek, z łazienki, ubieramy się i już nie tak miło jak wczesniej zasypiamy.