Dojechaliśmy do miejscowości Chuzir ( stolica wyspy). Piękne miejsca, skały, czysta woda i jeszcze większe wrażenie, że znajdujemy się na krańcu świata. Wszędzie krowy, piach i motorki z przyczepką dla pasażera.
Postanawiamy pozbyć się rowerów :-) Pierwsza próba ich sprzedaży nie powodzi się...ich cena nie ma nic wspólnego z tym co proponują nam Rosjanie. Za to Buriaci zgadzają się na nasze warunki i są w stosunku do nas bardzo uczciwi. A ta transakcja to................. :-) wczasy z pełnym wyżywieniem w ich ośrodku wczasowym ( najlepszym na wyspie) i łowienie ryb. W ten oto sposób po przepedałowaniu około 200km pozbyliśmy się balastu naszej podróży.
Średnia prędkość: 14km/h
Max: 30km/h
rowerkom mówimy papapapa
Budzimy się na łóżku, pod kołdrą, idziemy na śniadanko i na plażę...żyć nie umierać.
Zwiedzamy wyspę.
*w kostkę pokrojony pomidor i ogórek, dużo koperku i pietruszki+ sól i pieprz-pycha sałatka :-) a taka prosta*
Chcieliśmy dojść do jeziora Shara Nur ( około 16km w jedną stronę) ale po o 5 km zawracamy ( słońce). Wróciliśmy akurat na imprezy w wiosce: zawody w zapasach, występy zespołów folklorystycznych itd.
Jedziemy na ryby :-) hehe może tego nie opisywać... :-) była taka mała ale uciekła.
05.08.2007
Już po raz drugi wybieramy się na stopa w kierunku półwyspu Hobon ( N punkt wyspy z widokiem na sporą część Bajkału).
Wskakujemy na pakę samochodu dostawczego i jedziemy.....nagle kierowca trąbi i zatrzymuje samochód. Myśleliśmy, że mamy wysiadać. Ale nie....po drodze idzie samotny turysta. Pokazują, żeby się do nas przysiadł. Mówimy cześć a on też cześć. I tak 3 Polaków na pace się spotkało. Marcin....jak już będziesz sławny to pamiętaj o nas :-) gorąco pozdrawiamy i życzymy powodzenia w reżyserii :-)
Dalszą drogę odbywamy na pieszo. Przechodzimy przez miejscowość Pieszczanaja ( znane na Bajkale wydmy) i trafiamy do biwakujących Rosjan. Pytają z jakiego kraju jesteśmy, odpowiadamy, że z Polski. A Rosjanin na to:
-matka!!! napoić i nakarmić!!!
I tak też zrobili :-) Napoili nas do tego stopnia, że ledwo do pokoju trafiliśmy nie mówiąc już o utrzymaniu się na własnych nogach. Kolejno na imprezie pojawiało się coraz więcej osób. Każda częstowała swoim alkoholem i tak kolejno piliśmy:
-wino
-samogon na soku z kory brzozowej
-wódkę kremlowską
-szampan na pożegnanie
Dawki i tempo rosyjskie. Pan, który wpajał w nas samogon wyglądał jak z obrazków dla dzieci o żeglarzu: biała czapka, koszulka w paski i srebrne zęby. Był bardzo sympatyczny i ciągle uśmiechnięty. Nazywał się też królem pszczelarzy-to akurat prawda. Jego miodu używaliśmy jako zagryzki-niebo w gębie.
Zjedliśmy też zupę-solankę- przygotowaną przez mieszkającego na Syberii Ukraińca, pochodzenia troszkę polskiego. Na koniec odwieźli nas do Chuziru i pożegnali jak dobrych znajomych.
Wszystko skończyło się na- powiedzmy- problemach żołądkowych i bólach głowy.....