Geoblog.pl    korneliach    Podróże    Stopem...i nie tylko po Tajlandii (2005)    włóczęga do drogi na Umphang
Zwiń mapę
2005
15
paź

włóczęga do drogi na Umphang

 
Tajlandia
Tajlandia, Mae Sot
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9425 km
 
Wysiedliśmy w samym centrum miasta, przy bazarze, na którym mogliśmy zaobserwować niezwykła mieszankę etniczną tubylców. Od Tajów i Birmańczyków po chińskich kupców i małe plemiona Karenów i Hmongów. Rozejrzeliśmy się dookoła i pewni siebie zaczęliśmy wypytywać o najbliższy ( czyli tego samego dnia) transport do Umphang. Kilka osób potwierdziło tą samą wersję-dzisiaj nie pojedziemy. Ostatni songhatew wyruszył kilka godzin temu. Wiedzieliśmy, że czeka nas kilka godzin drogi, ale pozostania w tej miejscowości na noc nie braliśmy pod uwagę.
Na ławce siedziała Azjatka. Z nadzieją spytaliśmy czy mówi po angielsku.
-tak, jestem z USA.
Zrobiło mi się głupio-ale cóż, mogliśmy przynajmniej liczyć na miłą pogawędkę. Okazało się, że dziewczyna przyjechała do rodziny i może się dla nas dowiedzieć jak dojechać do Umphang. Po kilku telefonach potwierdziła niestety wcześniejsze wersje i przesłoniła nadzieje na dalszą drogę.
Pokręciliśmy się wokół rynku, wypiliśmy herbatę w małym pensjonacie i z odkserowaną mapą Mae Sot wyruszylismy ku drodze wylotowej na Umphang. Po około dwóch godzinach marszu zrobiło się ciemno, zmęczenie i pewność, że nie uda nam się złapać stopa zmusiło do powrotu do miasta. Z zamiarem ponownego rozpoczęcia drogi z samego rana zatrzymaliśmy się w pensjonacie prowadzonym przez przyjaznych i pomocnych gospodarzy w miejscu w którym wysadził nas autobus :-)
Z samego rana wyruszyliśmy w kierunku postoju songhatewów jadących do Umphang. Załadowano nasze bagaże na dachu i kazano czekać na innych podróżnych. Po około dwóch godzinach, kiedy pojazd był pełen mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Byłam przekonana, że najbliższą pięciogodzinną podróż pokonamy w takim składzie w jakim zaczęliśmy. Szybko okazało się, że w każdej wiosce przybywało kilka osób. Każda z nich trzymała na kolanach jakieś worki mięsa z przeciekającą krwią albo inne paskudztwa. Przysiadły się też dwie kobiety, których wygląd wskazywał na fatalny stan zdrowia. Po godzinie jazdy songathew z miejscem dla 10 osób obładowany był kilogramami bagaży, jedzenia i upchanymi ludźmi. Nie wszyscy mieli miejsca siedzące lub nawet stojące. Sporo osób trzymając się metalowych obręczy stało na zewnątrz pojazdu ze zwisającą jedną nogą-na położenie obydwu nie było miejsca. W pewnym momencie songathew zatrzymał sie poraz kolejny chcąc zabrać następnych podróżnych. W jednej sekundzie kobiety z objawami gruźlicy-lub czegoś w tym rodzaju, prawie usiadły mi na kolanach. Do tego jeszcze największy karaluch jakiego w życiu widziałam przechadzał się po oparciach siedzeń i zdążał w moim kierunku.
Tego już było za wiele. Poprosiliśmy o rozładowanie bagaży ( nasze były na samym dole, więc stworzyliśmy niezłe zamieszanie) i oddychając wreszcie czystym powietrzem siedzieliśmy na brzegu drogi rozmyślając co dalej.
Na zmianę leżeliśmy na karimatach i łapaliśmy stopa. Spoglądające na nas kobiety z pobliskiego sklepu śmiały się za każdym razem, kiedy bez zatrzymania przejeżdżał kolejny samochód. Po kilku godzinach stanął przed nami super ładny i wygodny samochód. Ufff-jechał w tym samym kierunku. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że meta była znacznie bliżej niż się spodziewaliśmy. Po około 40 kilometrach kierowca zatrzymał się i grzecznie się z nami pożegnał. Nie czekaliśmy jednak długo. Przejechał kolejny dżip. Po chwili ten sam samochód zaczął się cofać a kierowca wskazując miejsce na tylnym siedzeniu zaprosił do środka. Uporaliśmy się z bagażami i ruszyliśmy przed siebie. Sczęśliwie okazało się, że tym samochodem dojedziemy do samego Umphang. Po drodze dowiedzieliśmy się jeszcze się, że panie są właścicielkami powstającego właśnie resortu i będzie im miło jeśli zechcemy być tam pierwszymi gośćmi. W samochodzie było niewygodnie, ale myśl o tym, że obejdzie się bez poszukiwania noclegu a do tego cały resort dla nas łagodziła zmęczenie i na nowo rozbudzała nadzieję o przyjemnym i bezstresowym zwiedzaniu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
korneliach

Kuba, Kornelia i Antoś
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 102 wpisy102 8 komentarzy8 559 zdjęć559 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej