Po długim, dość spokojnym w turbulencje locie postawiliśmy nogi na ukraińskim lotnisku.
Nie będę się rozpisywać-wystarczy powrócić do pierwszego etapu podróży do Tajlandii. Historia z zepsutym silnikiem w identyczny sposób się powtórzyła: wchodzimy do samolotu, czekamy, komunikat "wysiadać-awaria silnika", wracamy na lotnisko, czekamy 5 godzin w zadymionej sali i wkońcu wracamy do samolotu-tym razem innego ( widocznie tamtego nie dało się naprawić). W samolocie wysłuchujemy relacji z wyborów prezydenckich w Polsce, informacji o pogodzie i z tymi wiadomościami lądujemy mocno spóźnieni na lotnisku Okęcie w Warszawie.