Do Irkucka dojeżdżamy bez większym problemów...stopem oczywiście ( 300km).
Elena zostawiła klucz do swojego domu u koleżanki. Jesteśmy sami aż do wieczora...prysznic, pranie i powtarzany już wielokrotnie rytuał z przepakowaniem bagaży. Wieczorem wraca Elena i Rafał z Polski ( też HC), który jest najbardziej, pozytywnie zakręcona osoba jaką znam ( pozdrawiamy gorąco...i wysokich baniek życzymy...i wytrzymałego wiaderka :-) )
Załatwiamy kilka spraw. Wysyłamy cieplejsze śpiwory do Polski i udajemy się do konsulatu Mongolii. I tu się zaczyna....żeby zapłacić za wizę ( tylko w banku) trzeba być zameldowanym w Irkucku. My takiej registracji nie mamy. Szczęśliwym trafem w konsulacie pojawia się 2 Polaków, którzy są w trakcie załatwiania rejestru, więc mając nadzieję, że to wystarczy idziemy do banku. Tam tradycyjnie już od okienka do okienka itd. ale bez rezultatów...musi być pieczątka.
W konsulacie przerwa na obiad, więc czekamy. Zrobiła się kolejka ( jak sie okazało na nasze szczęście). Mówimy miłej pani, że mamy problem i ta o dziwo postanawia nam pomóc. Prosi inne osoby ( Rosjan), aby wpłaciły za nas pieniądze legitymując się własnym paszportem. I w ten sposób wracamy do banku ( od okienka do okienka ) i znowu do konsulatu. Pozbywamy się paszportów na 10 dni-nie dostajemy żadnego potwierdzenia, że je tam zostawiliśmy. Nie mamy też kwitku wpłaty, bo musiała je wziąć osoba, która tej wpłaty dokonała. :-)
14.08.2007
Idziemy na stopa do Sludianki. Po godzinie stania musimy z "pewnych" przyczyn zawrócić i poczekać kilka dni. Śpimy w znanym nam już akademiku.
15.08.2007
Jutro rano jedziemy elektryczką ( pociąg podmiejski) w góry na 10 dni. Czeka nas pluskanie się w gorących źródłach i spacery po 3-tysięcznikach.