Z pociągiem do Kultuka też nie tak łatwo..co innego na tablicy, a co innego w rzeczywistości. Pociąg, który miał być po 14:00 był po 17:00. Peron sprawdza się na 5 minut przed odjazdem ( mimo, że jest podany na stałej tablicy nie wolno brać tego pod uwagę) a później razem z całą gromadą innych podróżnych biec w jego kierunku.
Początkowo w załadowanym wagonie pozostaje już tylko kilka osób, mocno podpitych i szczerze zainteresowanych znajomością z Polakami. W trakcie rozmowy okazuje się, że pociąg tylko przejeżdża koło Kultuka, więc do samej miejscowości dochodzimy już na własnych nogach. Pukamy do domów z prośbą o nocleg, ale spotykamy się z odpowiedzią " u nas nie ma miejsca" i odsyłaniem nas do sąsiadów. Kończy się na rozbiciu namiotu nad Bajkałem.
Rano na stopa, kierunek-Nilowa Pustelnia. Dojeżdżamy trzema samochodami, ostatni kierowca podpija Kubę winem własnej roboty. Jest weselej :-) Nilowa położeniem w głębokiej dolinie, nad brzegiem górskiej rzeki przypomina Polskie Sromowce Niżne.
Mimo późnej godziny i padającego deszczu postanawiamy wejść na szlak. Przed nami 3 dni w drodze na Szumak. Jest mało turystów, pierwszego dnia mijamy tylko 4 osoby. Przy polowej biesiadce rozbijamy namiot. Na termometrze obserwujemy spadek temperatury: 1 stopień mniej na 5 minut.
Nie budzi nas słońce ( jak to było na Olchonie), ale chłód i mokre śpiwory. Pakujemy się mimo wszystko i ruszamy dalej. Po kilku godzinach możemy wreszcie wysuszyć namiot i zatrzymać się na obiad. Od tubylców dostajemy mapę góry ( zarówno ta w przewodniku jak i ta kupiona w Irkucku mocno zawodzi).
Szlaki w górach niczym nie przypominają naszych tzn. nie ma kolorowych oznaczeń na drzewach, tablic informacyjnych itd. Trzeba iść po śladach koni, a na rozdrożach kierować się instynktem.
Widoki coraz piękniejsze. Wraz z wysokością wchodzimy w mgłę i nabieramy tempa, żeby zdążyć przed deszczem. Na szlaku spotykamy konie, krowy, burunduki i czarne wiewiórki. Jeszcze tylko strome zejście po zboczu góry, widok na wodospad i dochodzimy do polanki, na której już rozbite są namioty. Chwilę później zaczyna padać deszcz, grad i nadchodzi burza.
Rano jest gęsta mgła i mróz. Czekamy kilka godzin na zmianę pogody, ale nic z tego. Wszystkie ubrania, śpiwory, namiot i buty są mokre, a znaków na odrobinę słońca nie ma żadnych. Postanawiamy zawrócić.
Po około 7 godzinach prawie zbiegania z góry widzimy ciężarówkę, na której pace siedzi około 10 innych mocno zmoczonych turystów. Zabieramy się z nimi zaoszczędzając w ten sposób jakieś 5 godzin marszu.
W Nilowej szukamy miejsca na nocleg. I tu małe zdziwienie...wszyscy mają wolne miejsca, ale nie przyjmą nikogo na jedną noc, bo w każdej chwili może przyjechać ktoś na dłuższy pobyt :-)
Koledzy z "paki" znajdują miejsce w sali wieloosobowej bez dostępu do ciepłej wody. Postanawiamy szukać dalej. W jednym z pensjonatów lituje się nad nami kobieta dając nam brudny pokój za połowę ceny ( wymienia tylko pościel i oznajmia, że mamy się wyprowadzić w miarę wcześnie). Płacimy 450 rubli za standard hotelu 3 gwiazdkowego. Mamy łazienkę, telewizor, kosmetyki...to pierwszy taki nocleg od początku naszej podróży.
Następnego dnia wracamy w miejsce sali wieloosobowej ( 50 rubli/osoba). Zaprzyjaźniamy się z Argonem- kundlem, który oprowadza nas po wiosce. Zwiedzamy okolicę. Stopem dojeżdżamy do Burchan-Babaj- świętego miejsca szamanistów i lamaistów. Podobno, jeśli mężczyzna weźmie z tego miejsca trochę piasku i będzie go nosił przy sobie, zachowa siłę i ochronę przed śmiercią.
W świątyniach egzotyka...ludność zostawia tu swoje ofiarunki czyli: garnek zupy, masło, mleko, słodycze, grzebienie, pieniądze itd. My też dorzucamy swoją część i pozostawiamy za sobą to magiczne miejsce.