04.09.2007
Wsiadamy w motorowa riksze ( o grozo-nigdy wiecej po duzych skrzyzowaniach) i z pomoca pracownikow autostrady stajemy na odpowiednim pasie. Na kartce widnieja jakies bazgroly postawione przez jedna ze strazniczek. Po bardzo krotkim czasie zatrzymuje sie autobus. Kierowca caly szczesliwy nawet nie pyta gdzie jedziemy, otwiera luk bagazowy z zamiarem wpakowania tam plecakow i pokzauje zebysmy wsiadali.
Chwila kochany....my jedziemy za darmo. Pokazujemy na kilka znanych nam sposobow, ze nie zaplacimy za przejazd, ze nie mamy pieniedzy. Facet zrobil rozumiejaca mine i powiedzial cos jak "ok".
Mamy przed soba 543 km, bedzie ciezko bo tylko miejsca na schodach wolne.
Hm..kierowca nagle zgania mlodego chlopaka z jego siedzenia i wskazuje na nas. Patrzymy na niego przepraszajacym wzrokiem i zajmujemy miejsca. O co tu chodzi?
Po kilku minutach trzymamy wreczony nam kalkulator z wystukana liczba 300. No tak- a my w dobroc Chinczyka wierzylismy.
Zaczelo sie slowne pieklo z tlumaczeniem, pokazywaniem itd. Kierowca przyprowadzil tlumacza-to skrot z rozmowy:
T: jak nie macie Y to placcie USD
K: nie mamy zadnych pieniedzy
T: to jak dojedziemy zabierzemy was do bankomatu i wybierzecie pieniadze
K: nie mamy pieniedzy na koncie
T: to gdzie bedziecie mieszkac w Xi'an?
K: u przyjaciela
T: to zadzwoncie do przyjaciela i powiedzcie, zeby czekal na przystanku , jesli to wasz
przyjaciel to za was zaplaci itd.
Ponownie tlumaczymy na czym autostop polega, ale spotykamy sie tylko z glupimi minami i bezustannym wypytywaniem o kase.
Po jakis 40km autobus zatrzymuje sie gdzies na autostradzie, wysiadamy i czekamy dalej.
Pojawia sie mlody chlopak mowiacy po angielsku, ktory na naszym chinskim drogowskazie dopisuje informacje, ze chcemy jechac za darmo.
W ten sposob zaoszczedzamy sobie kolejnych problemow.
Wkrotce pozniej zatrzymuje sie parka, ktora zgadza sie podwiesc nas 60 km-zawsze to do przodu.
Szalency!!!-pierwszy raz ktos dla nas probuje zlapac stopa pedzac za samochodami z rejestracja z Xi'an.
Scigamy kilka samochodow, trabimy, przez otawrte okno ( w trakcie jazdy) pokazujemy o co nam chodzi-i nic. Ludzie sie boja i jada jeszcze szybciej. Stopa w ten sposob nie zlapalismy, ale wszyscy mamy z tego wielka frajde.
Dojechalismy do Linfen-czas pozegnac sie i wtopic ponownie w krajobraz przy autostradzie. Po kilku godzinach meczarni ( smog pozwala zobaczyc wszystko w odleglosci nie wiekszej niz kilkanascie metrow) podchodza do nas pracownicy knajpy przy stacji beznynowej:
-what's wrong with you?, zawsze nas to pytanie rozbawia.
Po krotkim wywiadzie ( tzn opowiesci o braku pieniedzy) postanawiaja nam pomoc. My stoimy z boku a przez kolejne godziny stopa lapia nam dwie kelnerki i szef z restauracji.
Nic-zatrzymuja sie wszystkie samochody, ale tylko zeby popatrzec na bialasow na ulicy :-)
Robi sie ciemno, pytamy czy lampy ptzy stacji sie zapala i nie mozemy uwierzyc wlasnym oczom. Kelnerka bierze do reki telefon i prosi pracownikow stacji o rozswietlenie kawalka autostrady. Co prawda byl w zwiazku z tym maly problem bo lampy nie mialy czym swiecic, ale liczy sie fakt.
Zrobilo sie ciemno. Na pytanie gdzie zamierzamy spac odpowiadamy, ze na autostradzie. W jednej chwili znajduje sie miejsce na odpoczynek ( w kanciapie pracownikow stacji). Przychodza kolejne osoby, zeby spojrzec na biednych Polakow, a jedna z nich wrecza nam do reki...500Y! Jestesmy zszokowani-niezle sie wpakowalismy.
Chlopak jest tak zdziwiony, ze nie chcemy ich przyjac, ze posatnawia dac nam cokolwiek. Wskakuje na motor i wraca po 30 minutach z ciastkami. Na noc dostalismy miejsce w przyulicznej knajpie ( na krzeslach). Spimy razem z personelem.
Rano biednym Polakom zaserwowano darmowe sniadanie. Jest juz nam na tyle glupio, ze chcemy uciec z tego miejsca jak najszybciej. Gdybysmy im powiedzieli, ze mamy pieniadze, ale chemy jechac za darmo pogoniliby nas pewnie az do Xi'an,
O 7:00 stajemy ponownie na autostradzie. Jest nam zimno, bola zoladki po chinskiej kuchni, gnamy na przemian w krzaki. Do tego jeszcze dochodzi bol glowy ( z glodu), starszny katar. Juz nie mamy sil stac. Rozkladamy karimete, zasiadamy na autostradzie i blagalnym wzrokiem patrzymy na przejezdzajace samochody. Nawet nie wiem kiedy podjechal kierowca z oferta podwiezienia do samego Xi'an. Kolejne 4 godziny w samochodzie to walka z przeziebieniem, wymiotowaniem i do tego jeszcze grzecznosciowa rozmowa z wiozacymi nas osobami. Pierwszy raz zlamalam jedna z podstawowych zasad autostopu i zasnelam jak niemowle. Gdzies przez krotkie przebudzenia widze zolta rzeke, gdzies jakies miasto a pozniej juz tylko lozko w guest hous-owym pokoju. Od naszych wybawcow dostajemy numer telefonu, mamy sie skontaktowac przy okazji pobytu w Chengdu-na pewno skorzystamy.
Nasz pokoj miesci sie nad samym barem-party, wrzaski i pijackie spiwey milkna dopiero o 3 nad ranem. O 6:00 halasuja juz wyjezdzajacy turysci. Prosimy w recepcji o zmiane pokoju ( teraz jestem z tej drugiej strony ;-) ) i slyszymy:
-pokoi wolnych nie mamy, ale zaraz nasz kierownik zawiezie was do drugiego hotelu ( tez z tej samej sieci). Mamy nadzieje, ze teraz bedzie juz tylko lepiej.
Xi'an jest ciekawym miastem, ale zwiedzanie zostawiamy na pozniej-pada deszcz.
Kontaktujemy sie z HC, spotykamy sie z Wenlei'em i jutro sie do niego przenosimy-pod chinskie, opiekuncze skrzydla.
Mamy tez maly problem do rozwiazania. Po pierwsze Kubie koncza sie strony w paszporcie, a po drugie za 9 dni konczy nam sie chinska wiza a my nie mamy zamiaru tak szybko z tego kraju wyjezdzac. Z tego co wiemy w Chengdu z przedluzeniem wiz moga byc problemy, wiec wyglada na to, ze w Xi'an spedzimy troche wiecej czasu.
Nasz pobyt w Xi'an ogranicza sie do spania, picia i jedzenia. No...fundujemy sobie bilety do terakotowej armii ( 90Y-zgrozo), wsiadamy w autobus i po godzinie "podziwiamy" te ludki. Na Kubie armia robi wieksze wrazenie, na mnie za to wrazenie robia ogromne hale w ktorych muzeum jest umieszczone.
Wiz nie przedluzylismy. Dla tych, ktorzy beda to chieli zrobic w pazdzierniku ( studentow czas) niech pomysla o tym conajmniej 5 dni wczesniej. Bajka o tym, ze w Xi'an sprawe zalatwia sie w 40 minut pozostaje bajka. Zatem gnamy dzisiaj ( 11.10.2007) do Chengdu i mamy nadzieje zdazyc przed kara. O autostopie nie ma mowy, po pierwsze odleglosc ( ponad 800km) a po drugie ulewy. Czeka nas 18 godzin jazdy pociagiem-oby ekipa trafila sie zdrowa i malo plujaca.