18 godzin w sypialnym praktycznie przesypiamy, co jakis czas tylko dostrzegajac za oknem zmiane krajobrazu.
Jestesmy w Chengdu. Zeby dojechac z dworca do miasta wystarczy powiedziec jednemu z niaganiaczy, ze zgadza sie skorzystac z hotelu, ktory proponuje, a dowoz jest darmowy. Oczywiscie na miejscu mozna stwierdzic, ze warunki nie odpowiadaja i sprawa zalatwiona. My w jednym z takich miejsc wypijamy kawe i czekamy do 16:30 czyli do spotkania z Jessie i Cam z HC.
W miedzyczasie odwiedzamy jeszcze PSB, w ktorym zalatwia sie sprawy wizowe. A tam rozkladaja nas na lopatki na dzien dobry. Wymogi do uzyskania wizy to:
-100USD/osoba/dzien
-zameldowanie w hotelu ( guest house nie moze byc bo nie wydaje potwierdzenia jakie policja wymaga)
-kopia karty kredytowej-hahah
My nie mamy ani jednego ani drugiego, a czas nagli. W ostatecznosci zawsze mozemy uciec do Chongqing, wbiec na policje i miec nadzieje, ze tam wymogi inne.
Bedziemy sie tym przejmowac pozniej.... :-(
Wieczor spedzamy wspolnie ze znajomymi z HC. Przypadkiem natykamy sie na "english corner" tzn. grupe Chinczykow spotykajacych sie w umowionym miejscu zeby cwiczyc angielski. Biada bialemy, ktory tamtedy przejdzie. Chinczycy prawie wyrywaja sobie taka ofiare i torturuja jak moga beznadziejnymi pytaniami. Spedzamy w tym miejscu 1,5 godziny, a kiedy wkoncu udaje nam sie wyrwac wybuchamy gromkim smiechem.
Reszte czasu-az do 1 w nocy- spedzamy w klubie regge/jazz wysluchujac koncertu na zywo. Zasada jest taka: gra kto moze, spiewa kto nie potrafi.
Jest milo. Do towarzystwa przylacza sie Francuz, ktorego pierwsze slowa brzmia:
-bylem dziewczyna!
Takich pomieszancow spotykamy wiecej-robi sie ciekawie.
W nocy placimy kare przed wejsciem do bloku....za spoznienie tzn. powrot po 24:00 ( ponoc system kar w osiedlach istnieje tylko w Chengdu) i zasypiamy w naszym slicznym, hc-owskim pokoiku.
13.10.2007
Dzien spedzamy na poszukiwaniach "kolegow" na kilkudniowa wycieczke do parkow narodowych. Nikogo nie znajdujemy, ale dowiadujemy sie, ze mozemy zostac "dopchani" do 30-osobowej grupy Chinczykow i bedzie nas to kosztowalo tyle samo co wlasna organizacja wyprawy ( bo za bilety wstepu nie zaplacimy 400Y od osoby a kilka Y-grupowa stawka i to dla lokalnych). Cztery dni z Chinczykami ( wyruszamy 16.10.07)-bedzie zabawnie.
14.10.2007
Pandy-cudne, przepiekne, przekochane, przesliczne, przewspaniale itd. itd. itd. Jedza i spia-to prawie tak jak my :-)
Do parku trzeba dojechac wczesnie rano, na okres karmienia, bo tylko wtedy mozna je zobaczyc w ruchu...hehe...tzn ich ruch to wkladanie bambusow do pyszczkow i czasami leniwe zabawy.
Calosc polozona w pieknym parku bambusowym i calkiem niezle zagospodarowanym pod wzgledem turystycznym. No wlasnie-tu Chinczycy przebijaja wszystkich. Za:
-potrzymanie dziecka czerwonej pandy placi sie 400Y
-za chwilowy postoj u boku doroslej wielkiej pandy placi sie okolo 800Y
-za potrzymanie dziecka wielkiej pandy.....1200Y!!!!!! co daje nam na zlotowki jakies 450
Dla osob, ktore chca tam dojechac z miasta: trzeba wsiasc w autobus miejscki nr 1 i dojechac nim do terminala-ostatnia stacja. Pozniej mozna sie przesiasc na autobus 107, ktory dojezdza pod sama brame parku-o tym, zaden przewodnik nie pisze, informuje za to o rikszy motorowej, kroa jest kilka razy drozsza i duzo bardziej niebezpieczna.
A propo bezpieczenstwa-nasz autobus zderza sie z tirem, robi sie wielka dziura i nasza jazda sie konczy. Kochani rodzice-z nami wszystko ok :-)
15.10.2007
Zalatwiamy wizy czyli punkt pierwszy-musimy sie gdzies zameldowac. Guest hous odpada bo nie wystawi odpowiedniego potwierdzenia a hotel.....z wiadomych wzgledow-drogo by nas to kosztowalo. Zostaje nam zatem Cam, ktory przebywa w Chinach legalnie i jest to w stanie zorganizowac. Udajemy sie do odpowiedniego komisariatu i napotykamy na podstawowy problem-jezyk. Po kilku probach pokazania na migi o co cudzoziemcom chodzi bierzemy do reki telefon i dzwonimy do PSB. To pomaga, po kilku minutach trzymamy w reku potwierdzenie miesiecznego meldunku w Chengdu :-)
Najwazniejsze zalatwione. Juz bez Cam'a kierujemy sie prosto do PSB, jeszcze tylko kserokopia karty, formularz i ...szlag nas trafia.
Na formularzu pytanie o zmaledowanie. Okazujemy meldunkowy dokument, na co skwaszona policjantka, ze adres musi byc w 2 miejscach. Tylko jak, skoro my adresu na pamiec nie znamy, ten z policji jest po chinsku ( przerysowanie znaczkow zajeloby wiecznosc) a tez numeru telefonu do Cam'a nie mamy. Prosimy zatem szanowna pania, zeby to dla nas przepisala i slyszymy, ze tego nie zrobi bo jest policjantka. No to szukamy pomocnika...a kolejka za nami mocno sie niecierpliwi.
Przed policyjna kamera czujemy sie jak przed dyrektorem szkoly na waznym egzaminie.
Szanowna pani pyta o nasz numer telefonu.
-nie macie?
no to bach nam pieczatke na ktorej widnieje napis : " zakaz opuszczania Chengdu az do momentu odbioru paszportow tzn. przez 5 dni".
Hahahahah-idziemy wykupic wycieczke na polnoc. I tu niespodzianka: dzisiaj cena wycieczki wzrosla i to calkiem sporo a poza tym dowiadujemy sie, ze parki narodowe to tylko dodatek a calosc poswiecona bedzie zakupom-oczywiscie za przyprowadzenie turystow biuro dostatnie odpowiednia stawke. Czar prysl-wycieczki nie wykupilismy.
Biegniemy na dworzec autobusowy, zeby kupic bilety na autokar i slyszymy, ze biletow nie ma. Sa za to na innym dworcu oddalonym od aktualnego miejsca okolo 12 kilometrow. No coz-wsiadamy w 62 i po godzinie trzymamy w reku bilety do Songpan.
Aaaaa!!!!!bilety kupilam po chinsku!!!! :-). Co prawda pomylilam liczby i dostalismy tylko jeden bilet, ale to dalo sie naprawic :-)